Spotkania z poezją. Henryka Wołoszyk
HENRYKA WOŁOSZYK
pochodzi z Gdańska, mieszka w Szwecji. Z wyksztalcenia ekonomistka, pielęgniarka. Swoje wiersze publikowała w kilkunastu antologiach poetyckich w kraju, jak i za granicą.
"Poeci w sieci" - pierwsza antologia poezji internetowej, "Wolny Wagon Poetycki" - antologia grupy poetyckiej Wars, "Myśli w słowach zapisane", "Aspekty 2016"- Antologia Gdańskiego Klubu Poetów, "Kiedyś wrócimy tu" - antologia portalu Poezja-Sztuka. Jej wiersze są też publikowane i wyróżniane na stronach internetowych: "Miasto Literatów", "Poezja Polska","Fabrica Librorum", "Plezantropia", "Wywrota", "Fatamorgana", "Amarylis", "Poezja - Sztuka".
Publikuje pod nickiem „hewka”. Interesuje się literaturą, malarstwem, a także medycyną, matematyką, filozofią i psychologią. Należy do osób, jak mówi: naiwnych, które wierzą, że wszyscy ludzie są dobrzy.
Czarne dziury
z wiosną następuje wyrównanie
narasta od wnętrza kory
ramionami wychyla się życie
chłonne rozbudzonego słońca
bez wstydu nieświadome rodzą się pąki
pieszczone promieniami na wietrze w takt deszczu
rozkwitnie aby się zapłodnić na czas
i co ma do wydania wyda
ziemia
obraca się odgórnie sterowana
wytraca z siebie każdą porę roku
jakby miała powód do schematu
między nami
powstają miejsca wybrakowane
Kiedyś wrócimy tu....
nie wrócę nie ma takiej opcji
tamto miejsce zbezcześcił czas
blokowisko na płycie asfaltu
wydma stała się mrowiskiem
umarły sosny
parę brzóz w oczekiwaniu
i nas już tam nie ma
tamto miejsce wrosło w nas
wydało owoce
spójrz
bawią się dzieci w ogrodzie
masz tu kawałek lasu
a za rogiem uliczki słychać morze
przypływ i odpływ nawzajem się znają
jak dwa brzegi złączone jedną falą
pod wspólnym niebem w tamtym miejscu
Posucha
na gorejącym krzaku
nie było żadnego zielonego
liścia
tego lata
brzoza zapomniała się ozłocić
w brązie stoi
na cud czeka
niezbadane są wyroki boskie
cierpliwość
nie ma nic z tym wspólnego
Nie wątpię ja utykam
dzień na styku przedsionka modlitwy w jutrzence
ręce zajęte przędzeniem pustej pajęczyny
zaściele się śnieg Narodzenie odbiegło w czerwony wir
postnego barszczu
pizza za rogiem w chińskiej kruche raczki w obręczach sosu
na kwaśno słodko
kropka makowca jeszcze i drożdże
rosną
wiara nadzieja miłość to takie ludzkie jak połamany opłatek
w Zmartwychwstaniach jest pojęcie odrodzenia
rok za rokiem biegnie a ja taka mądra aż niemądra
i mało mi zielonych przedproży wiosny
sentymentu do odległości w bez
nasiąknięty euforią zapachów kasztan w bieli
zrodzonej bez mojego udziału
tak wszystko szybko mija że gubię się w niezliczonych znakach
już wczoraj grożono Apokalipsą więc trzymaj mnie mocno
za rękę
Na całe życie
jesteśmy blisko
przeistoczyłam kamień w chmury
za zasięgiem marzeń
juz nie pamiętam kiedy to było
tamtego roku śpiewały świerszcze. nie tu
gdzie. nie będę pytać
dlaczego jesteś
przecież wymazałam detale na stale
jak się wydrapuje kleksa. pamiętasz
atrament w wiecznym piórze stella
śmialiśmy się do siebie z siebie
umazani w cukrowej wacie na odpuście
w Pruszczu
miałeś takie imię co się gubi
krawężniki były płytsze
w nich moczyłeś sznurówki z trampek
a siano pachniało
wiązaliśmy się
na cale życie. to był piątek
detale w zarysie pamięta pamięć
słowami język kłamie
i nie na zawsze