Powieść „Uwikłany” – STRESZCZENIE
W Polsce szybko dojrzewa kapitalizm. To fantastyczny czas dla biznesowych odkryć, dla wszelkiego rozwoju, wzrostu i dla niezwykłych karier. Oraz dla przekrętów. Niespełna 30-letni Jan Sawicki robi nieoczekiwaną i błyskawiczną karierę w dużym, regionalnym banku. Jest pracowity, samodzielny, bystry i ambitny, więc pnie się w górę. Czy tylko dlatego? Zwolna nad bohaterem pojawiają się ciemne chmury. Prosta i przewidywalna droga nagle wije się i plącze. Coraz bardziej dramatyczne wydarzenia wprowadzają swoje okrutne reguły. To, co było przyjazne teraz staje się wrogie. Może nie wszystko, ale… A i życie osobiste bohatera skręca gdzieś na dziwne rozstaje. Sawicki wpada w korkociąg bolesnych doświadczeń, a strach staje się nieodłącznym towarzyszem jego kolejnych poczynań. Zawodowe dojrzewanie bohatera obserwujemy w barwnej scenerii korporacyjnych i bankowych rytuałów. Wraz z rozwojem akcji poznajemy malownicze otoczenie bohatera: jego rodzinę, licznych współpracowników, charakterystycznych klientów banku i wreszcie jego narzeczoną, Julię Bławat wraz z jej oryginalną rodziną i znajomymi. Czy rozrzucone puzzle dadzą się poskładać ? Czy uda się uciec od złego losu ? Czy finał tej przygody będzie dla Sawickiego metą… czy startem ?
Recenzja:
Korpothriller nad Wisłą – Rafał Woś
Zabijcie mnie, ale nie pamiętam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio, a nawet czy kiedykolwiek, serwowałem państwu recenzję thrillera korporacyjnego. Czas nadrobić zaległość. Poznajcie „Uwikłanego”. Korpothriller to osobny gatunek literacki, zaś jego klasycy, jak Stephen Frey, Christopher Reich czy Joseph Finder, trafiają na listę bestsellerów „New York Timesa”. Prócz klasycznego thrillera biznesowego osadzonego najczęściej w świecie finansów i bankowości (króluje Wall Street) mamy jeszcze całą masę podgatunków – thrillery prawnicze, polityczne czy technothrillery. „Uwikłany” jest thrillerem biznesowym, zaś jego akcja nie dzieje się w Nowym Jorku czy Londynie, tylko w polskim sektorze bankowym od września do grudnia 2000 r. „To, o czym tu przeczytacie, jest fikcją. Żadna z występujących postaci w rzeczywistości nie istnieje. Włącznie z narratorem” – zastrzega już na pierwszych stronach autor „Uwikłanego” Kazimierz Jaśkiewicz. Ale spoglądając na jego biogram, możemy przeczytać: „Byłem finansistą (…), poznałem ścieżki konsultingu i pokrętne trakty korporacyjnej dżungli”. Trudno więc nie dostrzec szeregu podobieństw między autorem a głównym bohaterem i narratorem „Uwikłanego” Jankiem Sawickim. Rzecz rozpoczyna się tak, że Janek – niespełna 30-letni korporacyjny gołowąs – zaczyna w szybkim tempie piąć się po szczeblach kariery w dużym banku. A właściwie te szczeble przeskakiwać. Jankowi trochę kręci się od tych sukcesów w głowie, bo w końcu zostać docenionym przez ważnych dyrektorów korporacji to nie byle co. Wraz z awansem pojawiają się nowe wyzwania oraz odpowiedzialność, a także poważne problemy. Gdy nadchodzą i uderzają z pełną siłą, Janek odkrywa z przerażeniem, że z tym jego awansem to mogło być trochę inaczej, niż myślał. Coraz wyraźniej widać, że został wybrany nie dlatego, że był taki dobry i obiecujący, ale raczej po to, by odegrać rolę kozła ofiarnego. Czy uda mu się uratować skórę? Powieść Jaśkiewicza czyta się dobrze, dialogi nieźle brzmią, a postacie udało się gdańszczaninowi skonstruować wiarygodnie. Książka podrzuca też czytelnikowi wiele tematów do przemyślenia. Jednym z nich jest mechanizm działania polskiego biznesu we wczesnej fazie transformacji. Mamy tu więc jakby wiwisekcję tego, co w dużej publicystyce zwykliśmy nazywać „przekrętem”. Zejście na poziom powieściowego BHO Banku pozwala nam – dwie dekady później – zobaczyć, jak „wałki” były robione. Jak przerzucano odpowiedzialność, by odwrócić uwagę od prawdziwych zwycięzców i mocodawców. Pod względem wiarygodności mechaniki takiego przekrętu „Uwikłany” Jaśkiewicza nie ustępuje klasyce thrillera bankowego. A polski kontekst transformacyjny czyni go bliskim i zrozumiałym dla nadwiślańskiego czytelnika.